Teksty.

Nasz Dziennik, 22-23.04.2006

Wielcy zapomniani

Ferdynand Goetel - głosiciel prawdy o Katyniu

Obok Józefa Mackiewicza nazwisko Ferdynanda Goetla utrwaliło się w świadomości patriotycznej części społeczeństwa polskiego jako symbol walki o prawdę i godność człowieka. Goetel wolał bowiem zostać przez władze komunistycznej Polski oskarżony o kolaborację niż podpisać listę mówiącą o niemieckim sprawstwie mordu na oficerach polskich w Lesie Katyńskim.

Urodził się 15 maja 1890 roku w Suchej Beskidzkiej. Pochodził z rodziny niemieckiej, która jednak uległa szybkiej polonizacji. Sam mówił o sobie: "Krwi niemieckiej mam w żyłach, jak sądzę, 50 procent. Nie było chwili w życiu, abym przypisywał temu jakiekolwiek znaczenie. Poczucie moje narodowe urabiało środowisko polskie, książka, pieśń, a także i to, czym pachnie nasza ziemia, nasz chleb żytni; czym jest budząca się długo i burzliwie polska wiosna, czym posępność naszej jesieni, czym chata ze strzechą słomianą i bielonymi z niebieska ścianami".

Po śmierci ojca przeniósł się Goetel wraz z rodziną do Krakowa, gdzie uczęszczał do Gimnazjum św. Anny. Uważany za niesfornego ucznia zmuszony był jednak opuścić mury tej szkoły i kontynuować naukę w gimnazjach lwowskich. Przez dwa lata uczył się również w szkole kadetów. Ostatecznie w 1908 roku zdał egzamin dojrzałości w krakowskiej I Szkole Realnej. Od 1912 roku należał do tworzonych w zaborze austriackim formacji strzeleckich. Na jego młodzieńczy światopogląd wywierały wielki wpływ spotkania z Józefem Piłsudskim i jego współpracownikami. Lata 1906-1914 przyszły pisarz spędził w Zakopanem, gdzie narodziła się jego wielka miłość do gór. Trzeba zaznaczyć, że należał on do Towarzystwa Tatrzańskiego i był jednym z prekursorów polskiego taternictwa. To także polskie Tatry przyczyniły się do jego literackiego debiutu. Swoje poezje, jak również relacje z górskich wspinaczek, zamieszczał bowiem w czasopiśmie "Taternik". Wśród dzieł, które wówczas stworzył, wymienić należy "W Buczynowej Turni" (1911) oraz "Smrek wśród głazów" (1914). Równolegle studiował architekturę w Wiedniu i Monachium.

"Wytrawny podróżopisarz"

Gdy wybuchła I wojna światowa, Goetel znajdował się na terenie zaboru rosyjskiego. Jako obywatel monarchii austro-węgierskiej został internowany i zesłany do Turkiestanu. W latach 1914-1920 przebywał głównie w Taszkiencie. Pierwsze pół roku spędził tam w więzieniu, następnie pracował jako robotnik, a później nadzorca przy osuszaniu bagien i budowie dróg. Mógł tam osobiście zapoznać się z realiami rewolucji sowieckiej, które sprawiły, że stał się zagorzałym antykomunistą. W końcu udało mu się uciec z Rosji i poprzez Azję Środkową, Iran, Indie i Anglię wraz z rodziną powrócić w 1921 roku do Polski. W Ojczyźnie szybko zdobył sławę jednego z najwybitniejszych literatów polskich dwudziestolecia międzywojennego. Faktyczny rozgłos pisarski przyniosły mu utwory oparte na doświadczeniach turkiestańskich. Zaliczyć do nich można: "Przez płonący Wschód" (1923), "Kar Chat" (1923), opowiadania z tomu "Pątnik Karapeta" (1923) czy późniejsze "Z dnia na dzień" (1926) i "Ludzkość" (1930). To były jedne z pierwszych w naszej literaturze relacji z bolszewickiej rewolucji, pełne przy tym wnikliwych obserwacji pisarza. Należy bowiem powiedzieć, że przymusowy pobyt na Wschodzie uświadomił mu, że jako świadek swoich czasów powinien dawać świadectwo tego, co zaobserwował. Tak też czynił w swoich utworach.

Ferdynand Goetel był człowiekiem słynącym z hartu ducha, ceniącym sobie wysoko niezależność myśli i godność istnienia. Na sercu leżało mu bardzo dobro własnego Narodu i niezawisłość Polski. W słowie wstępnym do swoich "Wspomnień" podkreślał: "Jestem dzieckiem okresu, kiedy to ludzie, ich idee i zamysły ruszyły naprzód w zawrotnym tempie. (...) To, czego się spodziewałem, okazało się zbyt trudne dla ludzkości, choć nieraz już za mego życia było gromko głoszone w oświadczeniach tak zwanych opatrznościowych mężów. Mam na myśli taką społeczność ludzką, w której idee wolności i zasady moralne staną się treścią życia publicznego. Gdy ktoś ukaże mi jakiś przykładny kraj na tej czy tamtej półkuli, odpowiem: jestem Polakiem, synem narodu pozbawionego wolności i wydanego na pastwę demoralizacji wskutek egoizmu innych społeczności ludzkich. Dziś, u schyłku życia, znalazłem się więc tam, gdzie byłem za młodu i znowu dążeniem mym głównym jest przywrócenie Polsce niepodległości".

Ponieważ jego zamiłowaniem były góry, a także podróżowanie i badanie nieznanych przestrzeni i kultur, Goetel wyjeżdżał do tak odległych zakątków świata, jak: Egipt (1926 r.), Islandia (1927 r.) czy Indie (1931-1932). Dzięki tym podróżom w dwudziestoleciu międzywojennym okrzyknięto go "wytrawnym podróżopisarzem". Swoje wrażenia z każdej takiej eskapady utrwalał bowiem w formie reportażowej. To była dla niego, jak sam mówił, swoista "geografia literacka". W swojej twórczości kładł nacisk na akcenty etyczne, psychologiczne i metafizyczne, często poruszał także wątki autobiograficzne.

Goetel był również dziennikarzem. Kierował redakcją "Przeglądu Sportowego" i "Naokoło Świata" (1922-1925), a w późniejszym czasie także "Kuriera Porannego". Był autorem scenariuszy do filmów "Z dnia na dzień", "Dziesięciu z Pawiaka", "Janko Muzykant", "Pan Tadeusz", "Ułani, ułani". Pozostawił po sobie także dwie sztuki: "Samuel Zborowski" i "Król Nikodem". Jego książki tłumaczone były na kilkanaście języków. Warto przypomnieć, że gdy w Anglii ukazał się przekład książki "Z dnia na dzień", Gilbert K. Chesterton napisał specjalnie artykuł poświęcony temu dziełu, nazywając w nim Goetla "pierwszym pisarzem, który racjonalnie opisał, co znaczy być i czuć się literatem". Pisarz obracał się w środowisku "Wiadomości Literackich". Znany z energii i trzeźwego spojrzenia na świat, został wkrótce prezesem polskiego Pen Clubu (1926-1933), a potem Związku Zawodowego Literatów Polskich (1933-1939). W 1936 roku z rekomendacji Karola Irzykowskiego stał się również członkiem prestiżowej Polskiej Akademii Literatury.

Czasy II wojny światowej przeżył w Warszawie. Podczas oblężenia miasta w 1939 roku Goetel pisał przemówienia dla prezydenta Starzyńskiego zagrzewającego nimi walczących i podtrzymującego na duchu ludność cywilną. Po odmowie podpisania volkslisty pisarz trafił wkrótce do więzienia na Pawiaku. Jednak i tutaj nie dał się złamać. Twierdził bowiem, że "być Polakiem nie jest to wielka rzecz, jak nam się wydaje. Ale przestać nim być, znaczyłoby przestać być człowiekiem". Po wyjściu z więzienia należał do Rady Głównej Opiekuńczej, która niosła pomoc ofiarom wojny. Wraz z żoną prowadził także tak zwaną Kuchnię Literatów, gdzie stołowało się wielu pisarzy i ich rodziny. Poza tym włączył się w działalność konspiracyjną. W latach 1943-1944 współredagował wraz z Wiliamem Horzycą podziemny miesięcznik "Nurt", który był organem organizacji Obóz Polski Walczącej.

Relacja z ekshumacji 1943 roku

10 kwietnia 1943 roku za zgodą polskich władz podziemnych Goetel udał się do Katynia, gdzie wziął udział w wizji lokalnej tamtejszych grobów. Przekonany o sowieckiej odpowiedzialności za mord, napisał raport do PCK i zdał relacje oficerom AK, wśród których był sam gen. Stefan Grot-Rowecki. Ten krótki pobyt w Katyniu odmienił całe życie pisarza. Jego przyjaciel Kazimierz Truchanowski wspominał, że "w ciągu kilku dni Goetel postarzał się o 10 lat. Załamany opowiadał zmęczonym głosem o tym, co zobaczył w Katyniu. Nigdy już nie był taki jak przedtem". Warto przytoczyć tutaj fragment opisu pobytu w Lesie Katyńskim, który zawarł Goetel w swojej książce "Czasy wojny": "(...) Przed nami ciągnie się główna mogiła. Przeszywa ją wąwóz wykopany wzdłuż pokładu trupów, leżących zwartą i zlepioną masą jeden na drugim. Tu wychyla się ze ściany ręka bezwładna, ówdzie zwisają nogi. W miejscu, gdzie odkryta jest wierzchnia warstwa zwłok, jest postać związana sznurem. Ta zdaje się żyć jeszcze dramatem przedśmiertnej walki. Na dnie opadającej ku dołowi mogiły czernieje woda zmieszana z krwią. Profesor zwraca się do nas, abyśmy ukazali na jakiekolwiek zwłoki w grobie, gdyż chce dokonać przy nas na nich obdukcji. Przekona nas wówczas naocznie, że zwłoki będą miały przestrzeloną czaszkę. Wynoszą ukazanego przez nas trupa. Rosły, barczysty człowiek z emblematami rotmistrza. Mundur niezniszczony. Buty prześliczne, 'warszawskie'. Twarz: woskowa maska. Coś kurczy się w nas i drży, gdyż profesor paru ruchami noża odłącza głowę od ciała i skalpuje ją, aby ukazać na wlot kuli w tyle głowy i wylot jej ponad czołem. A teraz nożyczki tną mundur i poszukują papierów. Są. Poklejone i nadżarte jadem, mało czytelne. Wśród nich kartka z częściowo czytelnym adresem wysyłającego: 'Zielińska... powiat Grodziec... wiec...' - już nie pomnę jaka. I dalej 'Drogi mężu...'

- Jeszcze kogoś? - pyta profesor. Nie, nie, wystarczy!

- A oto zwłoki generała Bohatyrowicza - słyszę, przystanąwszy nad postacią, leżącą na uboczu. Nie mogę dłuższy czas oderwać od niej wzroku, gdyż więzi mnie wstążka Virtuti na krawędzi płaszcza... Z tamtej wojny - biegnę myślą wstecz - Bohatyrowicz... Bohatyrowicz... skąd znam to nazwisko? Ach! prawda! To z powieści Orzeszkowej 'Nad Niemnem'. Wzruszam się. W duszy burzy się gniew. Proszę profesora, aby odjął wstążkę Virtuti, gdyż chcę ją zabrać ze sobą do Warszawy. Biorę jeszcze szlifę leżącego obok generała Smorawińskiego, parę guzików z Orłem Polskim i garść ziemi z grobu. Myślałem wówczas o chwili, gdy relikwie te przekażę do jakiegoś muzeum czy pomnika w wolnej Polsce. Wszystko miało spłonąć wraz z moim mieszkaniem podczas powstania. (...) Nie trzeba tłumaczyć, że pobyt w Katyniu upewnił mnie, iż sprawcami mordu są bolszewicy". Dalej pisze: (...) Nikt jeszcze wówczas nie przewidywał, że zerwanie stosunków z Polską z przyczyny tak ponurej jak sprawa katyńska, jest tylko pierwszym krokiem na drodze likwidacji sprawy polskiego Państwa przez wszystkich jego sprzymierzeńców, a odżegnanie się od sprawy katyńskiej stanie się świadectwem nędzy moralnej całego zachodniego świata. Zaiste, jeśli słusznie powiedział Seyfryd nad grobem katyńskim, że polegli w nim Polacy 'zginęli, aby Polska istniała', to nikt z nas wówczas nie rozumiał tragicznego znaczenia tych słów. Polska, bowiem, związana z tymi prochami, miała istnieć jako widmo, spędzające z oczu sen bezpieczny".

Niewygodny świadek

Po zakończeniu wojny Ferdynand Goetel nie chciał podpisać oświadczenia, w którym winą za tę masową zbrodnię obciążono stronę niemiecką. Za to został niesłusznie oskarżony przez ówczesne władze komunistyczne o kolaborację. W prasie krakowskiej ukazał się list gończy podpisany przez prokuratora Romana Martiniego, oskarżający pisarza o przestępstwo wobec Narodu Polskiego. Ponieważ był jednym z najważniejszych świadków zbrodni katyńskiej, groziło mu poważne niebezpieczeństwo. Dzięki jednak pomocy księdza Machaja znalazł on schronienie w klasztorze karmelitów, gdzie przebywał prawie rok. Tam okrężną drogą doszła do niego propozycja prokuratora Sawickiego, aby oświadczył, że Katyń jest dziełem Niemców, a za to będzie mógł żyć spokojnie w Polsce i drukować swoje książki. Goetel odmówił, nie miał bowiem zamiaru zawierać z okupantem żadnych kompromisów. Wokół pisarza panowała atmosfera niejasnych podejrzeń i plotek. W grudniu 1945 roku wyjechał więc do Włoch, gdzie wraz z II Korpusem generała Andersa, przez którego był przyjmowany, udał się do Anglii. Po przesłuchaniu przez specjalną komisję został tam oczyszczony z zarzutów o współpracę z Niemcami. Na emigracji pozostał już do końca swego życia. Zmarł w nędzy 24 listopada 1960 roku.

Ferdynand Goetel został skazany w komunistycznej Polsce na śmierć przez przemilczenie. Tam zaś, gdzie zachowała się pamięć o nim, często przyklejano mu etykietkę kolaboranta. Dopiero w czerwcu 1989 roku pojawiło się oświadczenie polskiego Pen Clubu stwierdzające bezzasadność wszelkich zarzutów wysuwanych w związku z okupacyjną działalnością Goetla. W grudniu 2003 roku doczesne szczątki pisarza sprowadzono do Polski i złożono je na Pęksowym Brzysku, tzw. Starym Cmentarzu, w Zakopanem.

Piotr Czartoryski-Sziler

< < Powrót