>> Przeczytaj Ewangelię
Zdarza się, że na modlitwie mam gdzieś z tyłu głowy mnóstwo, wydawałoby się, niespełnionych próśb, nienasyconego pragnienia i jestem zawiedziony, że nic się nie dzieje, że na nic nie mam wpływu, bo jest nie tak, jak bym sobie życzył, żeby było. Gdy czasem coś projektuję, planuję, potem realizuję, próbuję w trudzie, a na końcu jestem rozczarowany, że do celu wprawdzie (jeśli w ogóle) dotarłem, ale inną i trudniejszą drogą albo że efekt jest mizerny i niewspółmierny do włożonego wysiłku.
Taki obraz strasznie przeszkadza w życiu z Bogiem, bo zakłada pewien plan, który musi się spełnić w określony sposób i najlepiej na cito, co dodatkowo ogranicza pole do popisu Jezusowi w wydaniu złotej rybki. Tymczasem Jezus spełnia prośby, także te gdzieś pozornie ukryte i nienazwane wprost, nawet te, co bezpośrednio w Niego godzą. Faryzeusze zgodnie pragną przecież śmierci Jezusa.
Muszę jeszcze raz dzisiaj przypatrzeć się swoim prośbom i pragnieniom. Tobie polecam to samo. Może nasze prośby są w rzeczywistości pragnieniem Jego śmierci? Może nasze plany nie uwzględniają Jego woli i zawiązują Mu ręce? Może powinniśmy jednak odpuścić – dać Jezusowi czas dziś, jutro i pojutrze, aby zgładził w nas zło, aby uzdrowił i oczyścił nasze zamiary z tego, co nie mieści się w Jego planie zbawienia.
Kacper Pietraszewski