Znajdź przestrzeń, żeby się teraz modlić. Odłóż telefon, zamknij inne okna w przeglądarce. Spokojnie przeczytaj Słowo Boże. To słowo, które Bóg dziś kieruje do ciebie. Zadaj sobie pytanie: co to Słowo mówi mi dzisiaj? Później przeczytaj tekst medytacji i zapamiętaj ćwiczenie na jutro!
>> I Czytanie
>> Ewangelia
Warto zdać sobie sprawę, że każde nasze działanie znajdzie swoich amatorów i przeciwników. Nie jest łatwo zadowolić każdego, często jako ludzie mamy bowiem sprzeczne interesy. Życie pod dyktando innych rzadko niesie szczęście. Człowiek, który ciągle musi dopasowywać swój sposób zachowania do innych to zwykle osoba, która nie wierzy w siebie. Nie wierzy, że jest wartościowa, że to co czuje ma znaczenie. Przychodzący Chrystus, przypomina nam, że jesteśmy jego dziećmi, że nasze życie ma być ciągłym odkrywaniem w sobie podobieństwa do Boga.
To, że widzimy w sobie ciągle wiele miejsc chorych, wiele przyzwyczajeń, które są grzechem czy zniewoleniem nie skreśla nas przed Bogiem. Chrystus przyszedł na świat po to właśnie, by uzdrowić „rany serc złamanych” i by pocieszyć tych, którzy „się źle mają”. Świat każe nam udawać i ukrywać wiele rzeczy, których nie potrafimy zmienić. Chrystus wzywa zaś nas do życia w prawdzie.
Przyznać się do słabości dzisiaj, to jak wydać na siebie wyrok śmierci – przed pracodawcą, przed środowiskiem, czasem nawet przed rodziną. Zdarza się, że własnej matce czy ojcu boimy powiedzieć się o swoim problemie, o swojej porażce. Nie chcemy być sądzeni i oceniani.
Przed Chrystusem możesz powiedzieć: jestem grzesznikiem, a nawet – jestem wielkim grzesznikiem! Bo On do ciebie przyszedł, ale dopóki nie zapragniesz Jego pomocy, nie uznasz że jej potrzebujesz, będziesz dalej trwał w lęku.
Dziś piątek – dzień męki Chrystusa. Pamiętaj, że jest amnestia dla grzeszników! Że kara za twój grzech została już wyrównana, dług został spłacony. Możesz stanąć wyprostowany i czekać na Zbawiciela, który niebawem przyjdzie. Oby przyszedł jak najprędzej!
ks. Piotr Rymuza, DA SANDAŁ
>> ĆWICZENIE NR 12
Przyjrzyj się swoim relacjom z drugiem człowiekiem. Czy zdarza ci się osądzać, oceniać innych? Jeżeli tak – spróbuj jutro zawalczyć z tą słabością. Jeżeli nie masz z tym problemu – powiedz kilku osobom ze swego otoczenia coś dobrego na ich temat.
>> BAJKA NA DOBRANOC
B. Ferrero, „Rozgwiazdy”
Straszliwa burza rozszalała się na morzu. Ostre podmuchy lodowatego wiatru przeszywały wodę i unosiły w olbrzymich falach, które spadały na plażę, niczym uderzenia młota mechanicznego. Jak stalowe lemiesze orały dno morskie, wyrzucając z niego na dziesiątki metrów od brzegu małe zwierzątka, skorupiaki, małe mięczaki.
Gdy burza minęła, tak gwałtownie jak przyszła, woda uspokoiła się i cofnęła. Teraz plaża była pokryta błotem, w którym zwijały się w agonii tysiące, tysiące rozgwiazd. Było ich tyle, że plaża wydawała się być zabarwiona na różowo.
Zjawisko to przyciągnęło wielu ludzi ze wszystkich stron wybrzeża. Przyjechały nawet ekipy telewizyjne, aby sfilmować to dziwne zjawisko. Rozgwiazdy były prawie nieruchome. Umierały.
Wśród tłumu stało również dziecko, trzymane za rękę przez ojca. Oczyma zasmuconymi wpatrywało się w małe rozgwiazdy. Wszyscy na nie patrzyli, ale nic nie robili. Nagle dziecko puściło rękę ojca, zdjęło buciki i skarpetki, i pobiegło na plażę. Pochyliło się i małymi rączkami wzięło trzy rozgwiazdy, i biegnąc szybko zaniosło je do wody, potem wróciło i zaczęło robić to samo. Zza cementowej balustrady jakiś mężczyzna zawołał:
– Co robisz chłopczyku?
– Wrzucam do morza rozgwiazdy. W przeciwnym razie wszystkie zginą na plaży – odpowiedziało dziecko.
– Tu znajdują się tysiące rozgwiazd, nie możesz uratować ich wszystkich. Jest ich zbyt wiele! – zawołał mężczyzna. – Tak dzieje się na tysiącach innych plaży wzdłuż brzegu! Nie możesz zmienić tego faktu!
Dziecko pochyliło się, by wziąć do ręki inną rozgwiazdę i rzucając ją do wody, powiedziało:
– A jednak zmieniłem ten fakt dla tej oto rozgwiazdy.
Mężczyzna przez chwilę milczał, potem pochylił się, zdjął buty i skarpety, i zszedł na plażę. Zaczął zbierać rozgwiazdy i wrzucać je do morza. Po chwili zrobiły to samo dwie dziewczyny. Było ich czworo, wrzucających rozgwiazdy do wody. Po paru minutach było ich 50, potem 100, 200, tysiące osób, które wrzucały rozgwiazdy do morza. W ten sposób uratowano je wszystkie.
Wystarczyłoby, aby dla przemiany świata ktoś, nawet mały, miał odwagę rozpocząć.